Wzór na przekręt doskonały
W listopadzie ubiegłego roku była mowa o podejrzeniach śledczych zarówno wobec przedstawicieli RUCH-u, drugiego co do wielkości dystrybutora prasy w Polsce, jak i Alior Banku. Ale sprawa jak na razie utknęła i nie wiadomo, co się z nią dzieje. Minister Sprawiedliwości i Prokurator Generalny Zbigniew Ziobro, grzmiący o ściganiu przestępców gospodarczych, tym razem zachowuje zaskakującą wstrzemięźliwość.
Oto podręcznikowy wręcz przykład na przekręt doskonały. W roli głównej prezes i właściciel RUCH S.A. w jednej osobie – Igor Chalupec (na zdjęciu powyżej). Wyprowadzona przez niego kwota to ponad 200 mln złotych. Poszkodowani – wydawcy prasy działający w Polsce. Winnych – brak. Skradzione wydawcom pieniądze? Pewnie gdzieś są, ale gdzie – tylko Chalupec wie. Wszystko legalnie i w majestacie prawa. Aby zrozumieć, jak on to zrobił, trzeba się nieco cofnąć w czasie. W 2006 roku RUCH jako spółka akcyjna, kontrolowana przez Skarb Państwa, został wprowadzony na giełdę. Wszystko zapowiadało się świetnie – początkowo akcje spółki były o 16 proc. droższe od ceny emisji. Wzmocniona takim zastrzykiem gotówki spółka, przeprowadziła modernizację i rozwinęła swoją sieć. Igor Chalupec zajmował w tym czasie posadę prezesa zarządu PKN Orlen SA (od 2004 r.). W styczniu 2007 r. Chalupec stracił intratne stanowisko i zaczął rozglądać się za innym zajęciem. W 2008 r. założył firmę doradztwa finansowego ICENTIS Corporate Solutions oraz ICENTIS Capital działającą w obszarze private equity. Podjął współpracę ze spółką Eton Park, zainteresowaną wykupem pakietu kontrolnego akcji RUCH. W 2010 r. Skarb Państwa sprzedał swój pakiet kontrolny akcji RUCH spółce Lurena Investment, należącej wówczas do Eton Park. Już w 2011 roku jako większościowy akcjonariusz Lurena Investment wykupiła resztę akcji, stała się stuprocentowym akcjonariuszem i wycofała akcje RUCH-u z giełdy.
Wówczas pojawiły się pierwsze zaległości i opóźnienia w płatnościach wobec wydawców. Ci jednak mogli bardzo niewiele. RUCH śmiało i wręcz bezczelnie korzystał ze swojej pozycji. Wydawcy mieli do wyboru – zaciskać zęby, czekać i łatać własne budżety, albo rozwiązać umowy z RUCH i wycofać nakłady, a więc – pozbawić się nawet szansy na jakikolwiek dochód z sieci tego kolportera. RUCH świetnie o tym wiedział i wyraźnie dawał to wydawcom prasy do zrozumienia, niejako mimochodem podkreślając, że dochody z tytułu sprzedaży prasy stanowią tylko ułamek jego obrotów, więc jeśli ten czy inny wydawca zrezygnuje, to „płakał nie będzie”. A sytuacja pogarszała się coraz bardziej. Pomiędzy 2010 a 2017 rokiem RUCH stracił na swej podstawowej działalności ok. 600 mln złotych. Oczywiście w biznesie jest tak, że jeśli ktoś traci, ktoś inny zyskuje. W przypadku RUCH-u olbrzymie zyski czerpał zarząd spółki. W ciągu siedmiu lat wypłacił sobie wynagrodzenia na poziomie 80 mln złotych. Jak łatwo policzyć, to prawie 11,5 miliona złotych rocznie, czyli blisko milion złotych miesięcznie. Igor Chalupec jako prezes zarządu RUCH-u niemal do swej wymuszonej przez Alior Bank rezygnacji pobierał wynagrodzenie w kwocie 350 tys. zł miesięcznie. Jednocześnie kierowana przez niego spółka wypłacała bajońskie sumy za usługi zarządzania firmie Icentis, należącej do… Igora Chalupca.
W latach 2010–2016 Icentis dostał od Ruchu 34,5 mln zł. Innymi słowy spółka RUCH S.A. płaciła dwa razy za to samo. Rekordowy był pod tym względem rok 2015, kiedy RUCH miał już poważne kłopoty i notorycznie zalegał z płatnościami wobec wydawców. Swojemu zarządowi i spółce należącej do prezesa tegoż zarządu, RUCH wypłacił jednak 12 mln złotych, w tym premię za poprzednie 12 miesięcy. Miesięcy, które firma zamknęła ze stratą. Jak to możliwe, że akcjonariusze „klepnęli” coś takiego? Cóż, wystarczy popatrzeć na strukturę właścicielską. Ale i to nie wszystko.
Przekręt nad przekrętami
W 2011 roku RUCH za kwotę ponad 200 mln zł zakupił obligacje swojego właściciela, czyli spółki Lurena Investments. Zakup nadzorował osobiście Igor Chalupec. W 2017 r. Igor Chalupec zwrócił się do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów o zgodę na przejęcie Lureny przez kontrolowaną przez siebie spółkę z Cypru Loverose Limited. UOKiK wydał zgodę. Chalupec stał się w ten sposób wyłącznym właścicielem Lureny, a przez nią – RUCH-u. Dalej następowały ciekawe zmiany księgowe. Otóż, w sprawozdaniu finansowym za 2017 r. RUCH wpisał jako wartość obligacji Lureny kwotę 237,9 mln złotych. Ale obecnie ich wartość, zdaniem samego RUCH- -u, wynosi… zero złotych. Zarząd zapewnia, że teoretycznie może wezwać Lurenę do wykupu własnych obligacji, tyle tylko, że jego zdaniem (potwierdzanym przez opinię głównego wierzyciela RUCH-u, czyli Alior Bank), spółka Lurena nie ma pieniędzy i wezwana do wykupu własnych obligacji, złoży wniosek o ogłoszenie upadłości. Skutek będzie taki, twierdzi RUCH (i Alior Bank), że do Polski wejdzie jej syndyk i na poczet zobowiązań wobec RUCH zajmie majątek Lureny, czyli… akcje RUCH. Co prawda nawet prawnicy Alior Banku (na spotkaniach, jakie zarząd RUCH organizuje z wydawcami, mocno zaangażowani po stronie upadającego kolportera) nie są w stanie podać podstaw prawnych takiego rozumowania, ale wydaje się, że tym niespecjalnie się przejmują. Notabene w trakcie tych spotkań wyszło na jaw, że Igor Chalupec jako prezes zarządu RUCH-u miał wykupione ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej, które obowiązywało do końca stycznia tego roku. Jednak na pytanie, czy biorąc pod uwagę, że Chalupec wpędził RUCH w kłopoty, obecny zarząd spółki lub jej główny wierzyciel Alior Bank próbował wyegzekwować jakiekolwiek kwoty z tego ubezpieczenia, obowiązującego przecież w momencie powstania zobowiązań wobec wydawców, wszyscy zainteresowani głuchną i nabierają wody w usta. W każdym razie do chwili zamknięcia tego numeru, kwestia ta nie została wyjaśniona.
Ostatnio zarząd zadeklarował, że poszukuje kancelarii prawnej, która wyda opinię w kwestii pociągnięcia do odpowiedzialności „poprzedniego zarządu” (oczywiście bez wskazania, że chodzi o Chalupca i jego ubezpieczenie). Dlaczego czekał z tym tak długo i dlaczego, skoro ochoczo wyręcza się na spotkaniach z wydawcami prawnikami Alior Banku, ma z tym problemy, skoro sprawa jest oczywista nawet dla studenta prawa, także pozostaje zagadką. Być może więc obecny zarząd wie, że zakończy kadencję natychmiast, jak skieruje się z roszczeniem wobec byłego prezesa (i właściciela), a ewidentnie nie takie ma przed sobą zadanie. O tym, jak w tym wszystkim traktowani są wydawcy, świadczy chociażby fakt, że kiedy na spotkaniu z nimi padło pytanie o ową egzekucję, zarząd spółki RUCH i przedstawiciel Alior Banku poradzili wydawcom, żeby… sami wystąpili z roszczeniem wobec prezesa Chalupca. Rada po prostu bezczelna, bowiem z roszczeniem wobec członka zarządu spółki można wystąpić, jeśli egzekucja z jej majątku okaże się bezskuteczna. A egzekucji z majątku RUCH S.A. nie udało się przeprowadzić nikomu. Nieliczni (w tym Alior Bank) posiadają zabezpieczenia swoich roszczeń na majątku spółki, obecnie zamrożone.
Najważniejszy klocek
Alior Bank jest w tej układance bardzo szczególnym klockiem, bowiem przez ostatnie trzy lata udzielał RUCH-owi finansowego wsparcia. Nie do końca wiadomo, w jakiej wysokości, ale media donosiły, że na koniec 2017 r. RUCH miał w Alior Banku linię kredytową w rachunku bieżącym wynoszącą 88,7 mln zł. W październiku 2017 limity kredytowe i gwarancyjne przedłużono na kolejny rok. Obecnie Alior Bank jest największym wierzycielem RUCH-u. Zobowiązania RUCH-u wobec Alior Banku wynoszą 106 mln zł plus 57 mln zł gwarancji innych wierzytelności, jakich udzielił Alior. Rzecz ciekawa, odpowiedzi na pytanie, dlaczego przez ostatnie trzy lata kontrolowany przez państwo bank pieniędzmi swoich klientów uwiarygadniał RUCH, brak. Przedstawiciele Alior Banku nie chcą mówić o tych rozliczeniach, ani o tym, co było w audytach spółki RUCH. Podobno wykonywała je jedna z firm z tzw. „wielkiej czwórki”. Jak to się jednak stało, że audyt podmiotu, który od lat co roku generował straty, wypadał na tyle pozytywnie, że państwowy bank kredytował spółkę, pozostaje zagadką. Alior Bank na spotkaniach wydawców z obecnym zarządem RUCH S.A. występuje w roli rzecznika tego ostatniego i przekonuje, że albo wydawcy pójdą na układ, albo RUCH upadnie, wtedy stracą wydawcy, bo on jest zabezpieczony. Zaś w wypadku układu, wszyscy stracą po trochu, ale firma przetrwa. Można powiedzieć – ludzki pan.
Jak powiedzieli nam wydawcy, jest rozważany pozew zbiorowy przeciwko Alior Bankowi, który kredytując RUCH, znał jego sytuację finansową i go uwiarygadniał. Wydawcy (acz nie wszyscy) rozważają też wrzucenie swoich wierzytelności do „wspólnego koszyka”, dzięki czemu staliby się głównym wierzycielem RUCH-u i mogliby odsunąć na bok panoszący się w całym postępowaniu układowym, nie objęty nim Alior Bank. Mogliby wówczas odwołać obecny zarząd, zgłosić wniosek o zmianę układu i znaleźć innego inwestora. Na razie jednak głównym rzecznikiem RUCH-u zdaje się być… jego główny wierzyciel – Alior Bank, ten sam, który do końca kredytował upadającą spółkę. Dziwne zachowanie przedstawicieli Alior Banku w okresie ostatnich trzech lat musiało zastanowić nie tylko wydawców, ale i CBA, którego funkcjonariusze w listopadzie 2018 weszli celem przeszukania do biur banku i jego kredytobiorcy. Janusz Hnatko, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Krakowie, poinformował potem, że funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego na zlecenie prokuratury przeprowadzili szereg przeszukań w siedzibach firm i „mieszkaniach osób”, m.in. w siedzibach Alior Banku i RUCH-u. Zabezpieczyli dokumentację (m.in. elektroniczną) dotyczącą właśnie kredytów udzielonych RUCH-owi przez Alior Bank. Rzecznik prokuratury powiedział też, że zebrane materiały wskazywały, iż przedstawiciele RUCH-u w latach 2012-2018 „mogli posługiwać się nierzetelnymi dokumentami o sytuacji finansowej spółki, żeby uzyskać w Alior Banku linię kredytową w łączne kwocie 143,6 mln zł”. Co znaczy sformułowanie „nierzetelne” i jakie to były dokumenty, do dziś nie wiadomo. W listopadzie była mowa o podejrzeniach śledczych zarówno wobec przedstawicieli RUCH-u, jak i Alior Banku. Ale sprawa jak na razie ucichła i nie wiadomo, co się z nią dzieje. Zbigniew Ziobro, grzmiący o ściganiu przestępców gospodarczych, tym razem zachowuje zaskakującą wstrzemięźliwość. Czy dlatego, że głównym udziałowcem Alior Banku jest PZU S.A.?
Orlen na białym koniu
W chwili obecnej w roli zbawcy RUCH-u występowała w mediach kolejna państwowa spółka – Orlen. Nie ma on co prawda nic wspólnego z rynkiem prasy, ale z bliżej nieokreślonych powodów zdecydował się zainwestować w upadającą spółkę. Jak do tej inwestycji ma dojść? Nie wiadomo. Nie trzeba jednak być ekonomistą, by zauważyć, że cała sprawa jakoś brzydko pachnie. Dlaczego? Wskazuje na to kolejna sekwencja wydarzeń. 7 września 2018 Sąd Rejonowy dla m.st. Warszawy w Warszawie, X Wydział Gospodarczy dla spraw upadłościowych i restrukturyzacyjnych przychylił się do wniosku zarządu RUCH i otworzył wobec spółki przyspieszone postępowanie układowe (PPU) w celu zawarcia układu częściowego, obejmującego wyłącznie największych wydawców, posiadających wierzytelności w wysokości co najmniej 1 mln zł. RUCH zapewniał wtedy, że spłaci mniejszych wydawców w całości. Zaczął zachęcać ich do zwiększenia nadziałów prasy. Mało tego! 2 października 2018 r. Lurena Investments B.V., właściciel sieci RUCH oraz Alior Bank podpisały kolejną umowę, która przewidywała kontynuację procesu wypracowywania programu restrukturyzacji dla Ruch SA oraz znalezienie docelowego inwestora dla spółki.
– Na mocy podpisanego porozumienia, Bank przedłuży udzielone finansowanie, co pozwoli na przygotowanie wspólnie z KPMG planu restrukturyzacji. Równocześnie strony uzgodniły zasady nadzoru nad spółką w okresie restrukturyzacji, w tym skład nowej, pięcioosobowej Rady Nadzorczej Ruch S.A. w restrukturyzacji – informowała rzecznik prasowa RUCH Joanna Dzwonkowska. Tym samym Alior Bank, świetnie znając już sytuację RUCH-u, po raz kolejny udzielił mu wsparcia. Po raz kolejny uwiarygodnił spółkę w oczach małych wydawców i klientów. Jak odbywały się owe poszukiwania inwestora? Nie wiadomo. Nie było żadnego publicznego ogłoszenia, żadnego konkursu ofert, nic. Pytany o to zarząd RUCH na spotkaniu z wydawcami stwierdził, że „przecież prasa pisała” o sprawie, to zainteresowani mogli dowiedzieć się, że RUCH szuka inwestora. Z pewnych wypowiedzi przedstawicieli Alior Banku na spotkaniach z wydawcami można domniemywać, że maczał w tym palce sam bank, ale pewności nie ma. Odpowiedzi na pytanie, jak do całego dealu przyłączył się Orlen, nie ma. Wiele za to wskazuje, że już wnosząc o pierwsze przyśpieszone postępowania układowe, zarząd RUCH-u wiedział, że nie jest w stanie dotrzymać proponowanego układu. Pozostawał zatem w złej wierze, co jest świadomym złamaniem prawa. Za kulisami coś się jednak działo. Jeszcze w połowie grudnia pojawiły się dwie informacje: po pierwsze, że inwestorami będą spółki Orlen i Poczta Polska. Plan zakładał podział RUCH-u, Orlen miał dostać sieć kiosków, a Poczta Polska dział kolportażu. Dodatkowo Orlen miał zakupić od RUCH-u za kwotę 20 mln zł cały zapas papierosów i oddać je spółce w komis. Za tym planem ponoć stał sam premier Morawiecki, prezes PiS Jarosław Kaczyński i… szefowie PZU. Poczta Polska szybko jednak zorientowała się, że kolportaż w sytuacji, gdy kioski będą własnością Orlenu i to on będzie decydował o ich asortymencie, to kiepski interes i wycofała się z zabawy, zanim się do niej przyłączyła.
W styczniu 2019 r. okazało się, że także Orlen nie pali się do inwestowania w RUCH. Nie kupił od Ruchu zapasów papierosów, ani nie wprowadził do jego kiosków własnych produktów. Także kioski i saloniki prasowe RUCH-u miały być dla paliwowego giganta za małe. A długi RUCH rosły lawinowo. I sprawa znowu zawisła na włosku. RUCH w pośpiechu złożył wniosek o drugie postępowanie układowe, tym razem obejmujące mniejszych wydawców, których miał spłacić w całości na mocy układu z września. Obecnie propozycja jest taka: duzi dostaną 20 proc. swoich wierzytelności, mali – 50 proc. Jednak co ciekawe, RUCH włączył do postępowania układowego tylko wydawców prasy. Ale już dostawcy papierosów dostaną od RUCH-u równe 100 proc. swoich należności. Dlaczego? Zarząd RUCH wyjaśnił z rozbrajającą szczerością, że papierosy przynoszą znacznie większy dochód niż prasa, więc ich dostawcom musi zapłacić wszystko, bo inaczej się wycofają. A jak wycofają się wydawcy? Trudno. Ich strata. Tym RUCH wybrał sobie wierzycieli, których objął postępowaniem układowym. Kradzież wierzytelności jednych została zaakceptowana, wierzytelności innych zostaną spłacone w całości. W dodatku okazało się, że RUCH, mając liczne zobowiązania finansowe i płacąc z opóźnieniem, płacił z opóźnieniem o różnej długości. Tym samym dokonywał płatności jednym wierzycielom z pokrzywdzeniem innych, co jest niedopuszczalne przez polskie prawo. Jak wyglądała kwestia odliczania VAT-u przez RUCH, nie wiadomo. Spółka zapewnia, że nie ma żadnych zobowiązań publicznoprawnych. Podobno lada dzień ma się w niej jednak pojawić kontrola z Urzędu Skarbowego, który – o dziwo! – do tej pory nie wykazywał zainteresowania sytuacją.
Jak wygląda kwestia samych zobowiązań, też trudno tak naprawdę ustalić, bo pojawiające się kwoty są dziwnie „płynne”, chociaż układy nie zostały zrealizowane, a spłacanie faktur nimi objętych jeszcze się teoretycznie nie rozpoczęło. Na początku września 2018 r. wydawcom objętym układem PPU1 firma kolporterska była winna 164 mln zł (w tym Ringier Axel Springer Polska 28,7 mln zł, (z czego 5 mln zł objęte gwarancjami Alior Banku), wydawnictwu Bauer – 22,8 mln zł, w tym 10 mln zł z gwarancjami, Agorze – 19,4 mln zł, Edipresse Polska – 9,6 mln zł, w tym 2,5 mln zł z gwarancjami, ZPR Media – 8,1 mln zł oraz Inforowi Biznes i Polska Press Grupa po 6,8 mln zł. Zobowiązania wobec innych podmiotów wynosiły natomiast 33 mln zł i miały zostać spłacone w całości. Natomiast parę dni temu prezes RUCH Miłosz Szulc informował, że wydawcom objętym pierwszym przyspieszonym postępowaniem układowym (PPU1) kierowana przez niego spółka jest winna 143 mln, zaś wydawcom z drugiego PPU – 19 mln. Co stało się z 21 milionami różnicy u dużych wydawców? Jak to się stało, że RUCH zaczął informować, że wierzytelności objęte PPU1 uległy zmniejszeniu? Pojawiły się informacje, że Alior Bank już po otwarciu PPU1 wypłacił przynajmniej część gwarancji bankowych, co byłoby złamaniem prawa. Alior zaprzecza, ale kwestii zmniejszenia zobowiązań objętych PPU1 jakoś nikt nie potrafi wyjaśnić.
Na jednym z ostatnich spotkań z wydawcami wyszło na jaw, że gwarancje bankowe udzielone przez Alior największym wydawcom, prawdopodobnie zostały jednak wypłacone. Przyciskany w tej sprawie przez małych wydawców Alior Bank raz zaprzecza, innym razem nabiera wody w usta, ale wszystko wskazuje, że już w trakcie przyspieszonego postępowania układowego Alior Bank wypłacił gwarancje. Efekt jest taki, że część dużych wydawców nie straci 80 proc. swoich należności, a jedynie 20 – 30 proc. W dodatku wypłacanie gwarancji po otwarciu postępowania układowego jest wysoce wątpliwe pod względem prawnym (żeby nie powiedzieć – zabronione). Nic dziwnego, że niektórzy duzi wydawcy już „przebierają nogami”, żeby układ z RUCH-em „klepnąć”, a prezes RUCH-u w wywiadzie z „Rzeczpospolitą” stwierdza, że „duzi” w zasadzie pogodzili się z układem. W całej tej sprawie cierniem zdają się być mali wydawcy, którzy zadają dociekliwe pytania i żądają wyjaśnień. Dla nich ważny jest każdy tysiąc złotych, bowiem ich wydawnictwa to często rodzinne firmy, więc każda niezapłacona przez RUCH złotówka po prostu obciąża ich budżety. A przecież i oni zatrudniają pracowników, których często muszą zwolnić, bo z powodu kradzieży dokonanej przez RUCH, nie mają z czego płacić. Część ponosi wciąż straty związane z koniecznością zmniejszenia nakładów. Drukarni jakoś nie wzruszają problemy RUCH-u i nie chcą drukować za darmo, więc wydawcy zmniejszyli nakłady. Część z nich już straciła z tego powodu klientów. Kwestie niewypłaconych faktur nie obchodzą też urzędów skarbowych ani banków, w których część wydawców ma zaciągnięte kredyty. Mali zadają więc pytania i żądają wyjaśnień, tych jednak ani sam RUCH, ani Alior Bank, ani wydawcy duzi jakoś nie chcą udzielać.
Kwiatki z kiosku
Warto w tym miejscu przypomnieć, że nie tylko CBA interesowała się relacjami RUCH-u z innymi pod- miotami. W połowie listopada „Puls Biznesu” poinformował, że swoją kontrolę wszczął w RUCH Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta. UOKiK badał, czy nie doszło do zabronionej prawem zmowy kolportera z częścią wydawców. Na czym miałaby polegać ta zmowa? UOKiK sprawdzał ponoć, czy RUCH nie faworyzował niektórych wydawców, udzielając im wyższych rabatów i wcześniej spłacając część zobowiązań (istotnie – na zestawieniach zobowiązań przedłożonych przez RUCH w sądzie widać jak na dłoni, że płacił wydawcom według jakiegoś dziwnego klucza, skutkiem czego jedni dostawali swoje należności z minimalnym poślizgiem, inni czekali miesiącami). UOKiK analizował też warunki układu zaproponowane wierzycielom w ramach pierwszego przyspieszonego postępowania układowego. Niestety, o wynikach tej kontroli, podobnie jak o wynikach śledztwa podjętego przez ABW, nic nie wiadomo. A jest o czym mówić, bowiem kary nakładane przez UOKiK za zmowę cenową sięgają 10 proc. rocznego obrotu. Mogłoby się więc okazać, że dogadywanie się RUCH-u z dużymi wydawcami, odbije się tym ostatnim potężną czkawką. RUCH jest podobno poważnie zaniepokojony, a na spotkaniach wierzycieli objętych PPU1 padały już propozycje, żeby może zorganizować brakujące 10 milionów i spłacić małych w całości, żeby przestali dociekać, bo mogą położyć cały układ. Albo doprowadzić do płacenia kar znacznie wyższych niż owe 10 milionów. Pod koniec stycznia UOKiK wydał zgodę Alior Bankowi na przejęcie kontroli nad RUCH-em. Do czasu, aż „na białym koniu” przyjedzie prezes Orlen. Ten ostatni podobno już przygotował ofertę obejmującą doinwestowanie spółki i plany jej dalszego rozwoju. Jaką kwotę jest gotów zainwestować? Mówi się o 40-70 milionach, ale pewności nie ma. Jak będzie wyglądał dalszy plan rozwoju spółki? Nie wiadomo. To znaczy, RUCH na specjalnie zwołanym spotkaniu zdążył już potraktować wydawców jak potencjalnych ajentów, pokazując im kolorowe wykresy i snując opowieści o budowie nowych, ładnych kiosków, tylko zabrakło w tym wszystkim konkretów dotyczących sprzedaży prasy. Co ciekawe, przy okazji tych opowieści RUCH zapewnił, że chociaż obecnie co miesiąc przetraca 4 (albo 4,5) mln złotych, to już za 9 miesięcy, firma wyjdzie na zero i zacznie przynosić zyski. Oczywiście pod warunkiem, że w to wszystko wejdzie Orlen. Co Orlen zaproponuje wydawcom? Nie wiadomo. Czy kiedy już Orlen przejmie kioski i saloniki prasowe RUCH-u, będzie w nich miejsce dla wszystkich tytułów, czy Orlen wybierze sobie tylko kilkanaście? Nie wiadomo. Ale warto w tym miejscu przypomnieć, że po objęciu rządów przez PiS, „Newsweek” na stacjach Orlenu wylądował na dolnej półce, co do żywego oburzyło jego wydawcę i redaktora naczelnego. To i tak nieźle, bo np. ze stacji innej państwowej spółki paliwowej Lotos na jakiś czas (na życzenie konkurencyjnego wydawcy), został wyrzucony prawicowy tygodnik „Warszawska Gazeta”. Ani RUCH, ani nikt inny nie jest więc w stanie zagwarantować, że Orlen zachowa zamówienia prasy na tym samym poziomie. W sprawie kontaktów Orlenu z RUCH nie wiemy absolutnie nic. Nie wiemy nawet, czy prezes Orlen przeczytał w prasie o kłopotach RUCH i pomyślał „rany, zabawię się w dobrego pana i zainwestuję w RUCH”, czy ktoś wykonał do niego telefon z konkretnym poleceniem dokonania tej inwestycji. Wiadomo, że za swoją szczodrość ma dostać akcje firmy. Te same, których przekazania w zamian za zamrożenie części zobowiązań zarząd RUCH odmawia wydawcom. Ci zaproponowali, że przystąpią do układu, ale proszą, by zamiast umorzenia wierzytelności, RUCH przekazał im specjalnie wypuszczone obligacje zamienne na akcje. Zderzyli się ze ścianą. Nie i już. W dodatku zostali kłamliwie poinformowani co do podmiotów uprawnionych do składania propozycji układowych. Kością niezgody jest też kwestia ewentualnego postępowania sanacyjnego. Bardzo ciekawa. RUCH twierdzi bowiem, że jeśli wydawcy nie zatwierdzą układu, padnie. Gdy na spotkaniach z wydawcami pada pytanie o postępowanie sanacyjne, zrywają się… prawnicy Alior Banku i odpowiadają, że owszem – teoretycznie taka możliwość istnieje, ale… RUCH nie będzie w stanie spłacać bieżących zobowiązań. Innymi słowy – nie wiedząc, ile wyłoży Orlen, RUCH twierdzi, że zdoła wyjść na prostą. Ale gdy pada propozycja spłacenia części zobowiązań wydawców, zamrożenia reszty na jakiś czas i wszczęcia postępowania sanacyjnego, RUCH twierdzi, że… nie będzie w stanie spłacać nawet bieżących zobowiązań. Wydawcy żądają więc spotkania z Orlenem i przedstawienia przezeń konkretnych rozwiązań. Najlepiej na piśmie. RUCH twierdzi, że owszem – spróbuje takie spotkanie zorganizować „przed 15 kwietnia”, ale nie jest w stanie potwierdzić, czy ono się odbędzie.
Jakby tego było mało, wczytanie się np. w PPU2 każe stawiać pytania o działania wyznaczonego przez sąd nadzorcy sądowego. Zaszczyt ten przypadł w udziale spółce Zimmerman Filipiak. I trzeba przyznać, że działa ona w sposób co najmniej zaskakujący, za to ewidentnie na korzyść RUCH-u. Przykład? Postanowienie sądu o otwarciu PPU2 stanowiło, że zostaną nim objęte zobowiązania powstałe przed 7 lutego 2019 r. RUCH wysłał jednak do sądu zestawienia obejmujące także faktury VAT wystawione po 7 lutego. Dlaczego? Ponieważ Zimmerman Filipiak, bez podania podstawy prawnej, uznał, że zobowiązanie RUCH wobec wydawcy powstało nie w dniu wystawienia faktury VAT (chociaż od tej daty jest zawsze liczony termin płatności), ale od ostatniego dnia sprzedaży danego numeru gazety. Wbrew temu, co napisał w swoim piśmie nadzorca sądowy, pojęcie ostatniego dnia sprzedaży w ogóle w umowie z RUCH nie występuje. Poza tym, idąc tokiem rozumowania nadzorcy sądowego, wiążącego powstanie zobowiązania z czynnością sprzedaży, należałoby za datę powstania zobowiązania wskazać sprzedaż każdego egzemplarza konkretnego numeru danego tytułu, co jest oczywiście niewykonalne. Do tej pory RUCH płacił (i liczył terminy płatności) od daty otrzymania faktury, a nie od ostatniego dnia sprzedaży. Teraz od „ostatniego dnia sprzedaży”. Dlaczego to takie ważne? Bowiem pozwala RUCH-owi ukraść kolejne setki tysięcy należności, jakie powinien zapłacić wydawcom. To kolejne zmniejszenie zobowiązań RUCH, który zadowolony z obrotu sprawy, umywa ręce i uważa, że dotrzymuje układu. Ile jest jeszcze podobnych „kwiatków” w tym postępowaniu, nie wiadomo. Do 15 kwietnia coraz bliżej, a wydawcy nadal nie wiedzą praktycznie nic. Poza tym, że coś się tu bardzo nie zgadza.
Warto jednak pamiętać o jednym – RUCH ma rocznie prawie półtora miliarda złotych obrotu, prawie dwa tysiące własnych kiosków i saloników prasowych, wiele nieruchomości, rozbudowaną sieć logistyczną, bazę transportową, stuletnią markę. To wszystko za kilkadziesiąt milionów przejmie Orlen. No, chyba że na białym koniu nadjedzie prezes Chalupec, przebije Orlen o dwa miliony i kupi własną spółkę, sankcjonując okradzenie wydawców. Albo pojawi się ktoś inny, kto już czyha za kurtyną na swoje wejście. Tak czy inaczej, ktoś zrobi na RUCH-u kokosowy interes. Za relatywnie niewielkie pieniądze. Kiedyś mówiło się, że pierwszy milion trzeba ukraść, a potem już jakoś idzie. Przykład RUCH-u pokazał, że obecnie są znacznie bardziej wyrafinowane metody. I to w majestacie prawa, które wobec kradzieży jest bezradne.