Jestem na tyle stary, że pamiętam kontrowersje wokół decyzji o budowie gazoportu w Świnoujściu i Baltic Pipe. Że po co, że na co, a ile to będzie kosztowało, finansowo się na pewno nie zepnie, lepiej kupować „tani i pewny” gaz z Rosji, a w razie czego Niemcy chętnie podzielą się z nami „swoim” rosyjskim gazem…
Piotr Lewandowski
Waldemar Pawlak zabłysnął wówczas retorycznym pytaniem: „a co, panu źle się pali rosyjski gaz w kuchence czy piecu?”. Tenże Pawlak jeszcze w styczniu 2022 r. utrzymywał, iż „Baltic Pipe nie jest Polsce potrzebny”. Aż strach pomyśleć, w jakiej sytuacji znaleźlibyśmy się dzisiaj bez tych dwóch kluczowych inwestycji – zresztą, wystarczy spojrzeć na paroksyzmy Niemiec. Takie „narzekactwo” ma u nas długą tradycję – mało kto dziś pamięta, że budowa portu w Gdyni również spotykała się ze sprzeciwem. Podnoszono, że to marnotrawstwo, forsowano alternatywę w postaci portu w Tczewie, „Dziennik Bydgoski” 3 sierpnia 1923 r. donosił zaś: „Rozpoczęta budowa portu w Gdyni [to] farsa nieodpowiadająca nowoczesnym wymogom. Ta rozbudowa będzie pochłaniała roczne budżety miliardami i przeciągnie się na setki lat. Zresztą znamy nasz swojski sposób budowania. Zatem swojskiej, kosztownej i beznadziejnej budowie portu lepiej dać spokój”. Swoje dokładała oczywiście prasa niemiecka od samego początku prowadząca przeciw budowie Gdyni zorganizowaną, medialną kampanię.
Coś to Państwu przypomina? Przecież to wypisz-wymaluj dzisiejsza dyskusja wokół Centralnego Portu Komunikacyjnego. Różnica jest taka, że przedwojenna Polska była państwem o wiele bardziej podmiotowym i dysponowała propaństwowymi elitami, stąd przytoczone wyżej głosy krytyki należały do zdecydowanej mniejszości. Natomiast dziś wśród politycznych elit króluje narodowa mikromania spod znaku wszechobecnego „niedasizmu” podszytego kompleksem niższości. Lotnisko, he he, w szczerym polu, kto to widział, i jeszcze te szybkie koleje, ile to panie miliardów, przesiąść się mogę w Berlinie, Lipsku, Frankfurcie i stamtąd polecieć dalej w świat, a tak poza tym, to w ogóle jakaś „megalomania”… Ludziom tym zwyczajnie nie mieści się w głowach, że Polska byłaby w stanie realizować wielkie inwestycje „jak na Zachodzie” i jeszcze czerpać z nich zyski. Takie rzeczy to w Niemczech, bo wiadomo – tam jest wyższa organizacja i kultura pracy, a na naszym zadupiu nic nie ma prawa się udać. No, może moglibyśmy nieco rozbudować Okęcie czy inny Modlin, ale budować wielki hub przesiadkowy i przeładunkowy od zera? „Pisowska gigantomania” i tyle.
Tymczasem CPK jest projektem cywilizacyjnym i gospodarczym właśnie na miarę Gdyni (z magistralą kolejową na Śląsk – odpowiednikiem dzisiejszych „szprych” szybkiej kolei) – i tak samo niezbędnym do naszego rozwoju. Głosy dezawuujące tę inicjatywę i wskazujące „alternatywy” w postaci Okęcia i Modlina jako żywo przypominają zaś głosy tych, którzy chcieli „udusić” polski handel morski w porcie w Tczewie, bo przecież „Gdynia to farsa” i „znamy nasz swojski sposób budowania”. Na powyższe nakłada się dodatkowo plemienna wojna polityczna, powodująca, iż przedstawiciele obecnej władzy na hasło „CPK” i myśl, że mieliby kontynuować inwestycję zapoczątkowaną przez „pisiorów”, dostają dosłownie piany. Kwintesencją takiego podejścia jest postać Macieja Laska – fanatycznego przeciwnika CPK, który właśnie dlatego został mianowany rządowym pełnomocnikiem, by wykazać, że „się nie da” i skasować projekt. I furda, że wszystkie robione od lat 70. XX w. analizy (w tym również te sporządzane za czasów pierwszych rządów PO-PSL) wskazywały na konieczność budowy nowego centralnego lotniska – Baranowa ma nie być i koniec.
Warto pochylić się w tym miejscu nad zasygnalizowanym wcześniej kompleksem niższości. Otóż śledząc spór o CPK nie sposób nie zauważyć, iż jego oś przebiega w znacznym stopniu wedle klucza pokoleniowego. Przeciwnicy to pokolenie ukształtowane w poczuciu niższości wobec Zachodu, tkwiące mentalnie w latach 90. i paradygmacie „brzydkiej, nieposażnej panny na wydaniu”. Dla nich myśl, że moglibyśmy w czymkolwiek z Zachodem skutecznie konkurować, zakrawa na herezję i jeśli wsłuchać się w ich argumenty, to są one jedynie wtórną racjonalizacją tych kompleksów. Z kolei zwolennicy to przeważnie ludzie młodzi, widzący rysujące się przed Polską szanse rozwojowe i niebojący się ich wykorzystać. Wystarczy porównać Macieja Laska (rocznik 1967) i jednego z głównych orędowników CPK, Macieja Wilka (rocznik 1984), by zwizualizować sobie tę różnicę.
Na szczęście w społeczeństwie coś się zmienia. Internetowa petycja o kontynuację budowy CPK zebrała już ponad 66 tys. podpisów, tysiące ludzi w mediach społecznościowych (również wyborców obecnej władzy) udostępnia hasztag „Tak dla CPK”, debatę na ten temat w internetowym „Kanale Zero” obejrzało blisko milion widzów, a parlamentarny zespół „Tak dla rozwoju. CPK – Atom – Porty” przyciągnął również dwie posłanki z Lewicy. Może więc Tuskowi z Laskiem nie będzie tak łatwo tego projektu zaorać? Oby. TAK dla CPK!