Po zawetowaniu ustaw o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa prezydent Andrzej Duda błyskawicznie przedstawił nowy projekt ustawy o pomocy dla frankowiczów, która ma uwiarygodnić jego polityczną samodzielność.
Zamanifestowanie własnej samodzielności stało się w obecnej sytuacji absolutnym priorytetem prezydenta przede wszystkim dlatego, że swoimi dwoma wetami rozpętał prawdziwą polityczną burzę. Zaplecze polityczne Prawa i Sprawiedliwości spolaryzowało się jak nigdy dotąd i pojawiła się realna groźba schizmy w ramach rządzącej formacji. Nie wnikając w to, czy Andrzej Duda faktycznie zamierza budować wokół siebie nową partię polityczną, czy nie, on sam znalazł się w sytuacji, w której musi podjąć kluczowe decyzje dotyczące swojej własnej przyszłości na stanowisku prezydenta. Nawet jeśli Jarosław Kaczyński wybaczy mu kiedyś zablokowanie być może najważniejszego pakietu ustaw „dobrej zmiany” i zaakceptuje nowe wersje ustaw przygotowane przez Kancelarię Prezydenta, jego zaufanie do głowy państwa ewidentnie zostało zredukowane do minimum. Andrzej Duda doskonale wie, że zagrał va banque i możliwość ponownego startu w wyborach z nominacji Prawa i Sprawiedliwości może mu zapewnić jedynie umocnienie dużego poparcia społecznego, jakim się wciąż cieszy.
Prezydent walczy o przyszłość
Właśnie tym należy tłumaczyć nieoczekiwane przedstawienie nowego projektu ustawy zaledwie kilka dni po największej politycznej burzy 2017 roku na polskiej scenie politycznej. Andrzejowi Dudzie wyraźnie zależy na tym, aby społeczeństwo postrzegało go jako polityka, który aktywnie kształtuje scenę polityczną i tworzy rozwiązania korzystne dla społeczeństwa. Tylko ogromna popularność może uchronić go przed przymusową abdykacją w 2020 roku.
Problem polega jednak na tym, że projekt ustawy o pomocy dla osób zadłużonych we frankach szwajcarskich jest spóźniony o blisko dwa lata. Zajęcie się kwestią kredytów hipotecznych Duda obiecywał jeszcze w trakcie kampanii prezydenckiej w 2015 roku, lecz gdy później zamieszkał w Pałacu Namiestnikowskim, jego starania wyraźnie straciły impet. Pierwotne rozwiązanie zostało szybko zablokowane przez ministra finansów Mateusza Morawieckiego, a kolejne wersje ustaw zgłaszane w kilkumiesięcznych odstępach stawały się coraz bardziej zachowawcze, lecz i to nie przyczyniło się do zaakceptowania ich przez rząd.
Prawdziwa przyczyna niepowodzeń prezydenta Dudy w zakresie zapewnienia pomocy frankowiczom została ujawniona w dość przypadkowy sposób na początku obecnego roku, kiedy to Jarosław Kaczyński zapytany o to, co mają uczynić osoby zadłużone w szwajcarskiej walucie, stwierdził lakonicznie: „Frankowicze powinni wziąć sprawy w swoje ręce i zacząć walczyć w sądach”. Co prawda przy okazji niedoszłej reformy sądownictwa ten sam polityk wypowiadał się na temat polskich sądów w bardzo negatywny sposób, lecz sedno jego wypowiedzi było takie, iż Prawo i Sprawiedliwość nie zamierza wydawać na pomoc zadłużonym żadnych istotnych sum. Nie mają co liczyć na państwo, gdyż w budżecie nie ma na to przewidzianych żadnych środków.
Przerzucenie na prezydenta Dudę odpowiedzialności za przygotowanie odpowiedniej ustawy, która wypracowałaby odpowiedni kompromis pomiędzy interesami banków, państwa i zadłużonych okazało się niezwykle sprytnym zabiegiem, szczególnie w obecnej sytuacji politycznej. Spełnienie żądań frankowiczów to niezwykle kosztowne przedsięwzięcie, za które rząd nie chce zapłacić i niekoniecznie musi, gdyż od 2015 roku to prezydent przyjął rolę odpowiedzialnego za doprowadzenie sprawy do końca.
Rządowi sprzyja niewątpliwie fakt, iż wobec braku jakiejkolwiek ustawy kompleksowo rozwiązującej problem kredytów zaciągniętych we frankach szwajcarskich sprawy zaczęły „rozwiązywać się same”. Najpierw wobec bierności polityków Polacy zaczęli sami zgłaszać się do sądów i zaczęli wygrywać z bankami, co zresztą skłoniło Jarosława Kaczyńskiego, aby wszyscy frankowicze „wzięli sprawy w swoje ręce”. Ostatnio zaś łaskawy okazał się sam frank szwajcarski, który stał się najtańszy od słynnego „czarnego czwartku” (15 stycznia 2015 roku). Jego kurs spadł w ostatnich dniach do poziomu zaledwie 3,74 zł, co stanowi zaledwie ok. 20 groszy więcej, niż wynosił w dniu, w którym Szwajcarski Bank Narodowy przestał sztucznie bronić kursu własnej waluty. Niewykluczone, że dalsze osłabienie kursu szwajcarskiej waluty może przyczynić się do czasowego zniknięcia problemu frankowiczów, lecz wcześniej czy później problem kredytów hipotecznych zaciągniętych w obcych walutach powróci.
———————-
Całość w najnowszym numerze “Gazety Finansowej”.