Polski rząd chce za wszelką cenę uruchomić projekt budowy elektrowni jądrowej. Na razie jednak nie posiada odpowiednich środków na tę inwestycję.
Ostatnie tygodnie pełne były informacji o ruchach kadrowych w naszej branży energetycznej. Najgłośniejszym było zdymisjonowanie zarządu PKN Orlen. Nowym prezesem koncernu został Daniel Obajtek, który od lutego 2017 r. był szefem spółki Energa S.A. Dymisja zarządu PKN Orlen i powołanie nowego prezesa wywołała falę spekulacji. Pojawiły się opinie, że faktyczną przyczyną zmian było podejście odwołanego zarządu do projektu budowy elektrowni jądrowej w Polsce. Poniekąd tę wersję mogłyby potwierdzać dwa fakty. Pierwszym z nich jest wypowiedź ministra Krzysztofa Tchórzewskiego na antenie TV Trwam, gdzie szef resortu energetyki uznał, że połączenie Orlenu i Lotosu byłoby sygnałem, że firma jest rzeczywiście gotowa do uczestniczenia w budowie elektrowni jądrowej. W ocenie szefa ministra energetyki taka inwestycja mogłaby powstać „bez nadzwyczajnych uzależnień od banków”, dzięki czemu energia byłaby znacznie tańsza. Drugi istotny czynnik, jakie może wiązać się z dymisją dotychczasowego zarządu Orlenu, to komunikat wydany na dzień przed odwołaniem. Wynikało z niego, że krytycznie analizowane jest zaangażowanie koncernu w zbudowanie w naszym kraju elektrowni jądrowej.
Jak łatwo zauważyć słowa ministra Tchórzewskiego i treść oficjalnego komunikatu energetycznego giganta znacznie od siebie odbiegały. Nie jest też tajemnicą, że Ministerstwo Energetyki od dawna naciskało na Orlen w sprawie zaangażowania w budowę elektrowni jądrowej. Nie pozostaje sekretem również to, że zdymisjonowany zarząd firmy nie należał do zbyt wielkich entuzjastów tego projektu. Jeszcze niechętnej odnosił się do wszelkich prób łączenia z Lotosem. Rząd szuka pieniędzy Zasadniczym problemem pozostaje pytanie, skąd wziąć pieniądze na tak wielką inwestycję?
Cały artykuł w najnowszym wydaniu Gazety Finansowej
{source}
{/source}