e-wydanie

11 C
Warszawa
piątek, 19 kwietnia 2024

Pożyczka lub kredyt?

Kogo nie lubią banki

Czym kierują się banki, gdy decydują się na pożyczenie nam pieniędzy, a czym, gdy odmawiają kredytu lub pożyczki?

W latach 90. dwudziestego wieku popularny żart głosił, że aby dostać kredyt w banku, trzeba najpierw udowodnić, że się go nie potrzebuje. Wraz z rozwojem Internetu i automatyzacją procesów decydowania o kredytach coraz częściej o tym, czy dostaniemy pożyczkę czy nie, decyduje nie pracownik banku na podstawie zaświadczeń dostarczonych przez klienta, lecz bankowy komputer w oparciu o algorytm, którego dokładne działanie jest tajemnicą. Banki zwyczajnie przeanalizowały wszystkie dane, które były w ich posiadaniu i dziś wiedzą, którzy klienci „dobrze rokują”, a którym nie należy dawać pieniędzy (albo należy zażądać za nie wyższej ceny i większych zabezpieczeń). Oto to, co kieruje bankami przy podejmowaniu decyzji: każda dostępna informacja o kliencie. Sprawa dotyczy 20,7 mln Polaków – tylu było sprawdzanych w Biurze Informacji Kredytowej (wzrost aż o 800 tys. w porównaniu do 2018 r.). Ważna jest też jedna informacja. W tym roku weszło w życie prawo, które nakłada na bank (lub SKOK) obowiązek udzielenia informacji, dlaczego odmawia przyznania pożyczki. Dzięki tej informacji można uniknąć „kapturowych wyroków”, jakie miały miejsca w poprzednich latach. Zdarzali się klienci nie ze swojej winny figurujący w jakichś rejestrach, którzy nie wiedząc o tym, ponosili tego konsekwencje.

Kredyt zaufania, czyli kłamstwo nie popłaca
Składając wniosek do banku o pożyczkę lub kredyt należy pisać prawdę. Trzeba również być precyzyjnym. Oczywiście przedstawianie fałszywych zaświadczeń nie tylko skończy się odmową kredytu, lecz także będzie skutkować odpowiedzialnością karną. Są jednak drobniejsze „przewinienia”, które nie powodują odpowiedzialności przed sądem, ale banki odkrywając, że klient zaniża swoje zobowiązania i zawyża dochody, nawet gdy są to nieznaczne sumy wynoszące kilkadziesiąt złotych. To sygnał dla banku, że klient może okazać się niesolidny.

Standardem jest oczywiście, że banki sprawdzają swojego potencjalnego klienta w Biurze Informacji Kredytowej (tzw. BIK-u). Osoby, które mają negatywną historię spłacania kredytów i pożyczek zaciąganych w bankach lub SKOK-ach (Spółdzielczych Kasach Oszczędnościowo-Kredytowych), nie dostaną pieniędzy. Jeżeli mamy gdzieś kartę kredytową, sprawdzane jest również, w jaki sposób radziliśmy sobie z obsługą tego zadłużenia. Jeżeli wnioskodawca prowadzi działalność gospodarczą lub jest właścicielem firmy, to banki sprawdzają, jak się ma jego biznes – przede wszystkim w ZUS i skarbówce (ogólnie pod kontem należności dla sektora publicznego), a później w biurach informacji gospodarczej takich jak Krajowy Rejestr Długów, ERIF czy Infomonitor, a także w Rejestrze Dłużników Niewypłacalnych. Coraz częściej banki decydują się także na sprawdzenie informacji dostępnych o kliencie w wyszukiwarkach internetowych. Przy wielkich biznesowych kwotach kredytów banki mogą także zlecić sporządzenie specjalnych raportów wyspecjalizowanym wywiadowniom gospodarczym. Gdy o pożyczkę wnioskuje niewielka firma, mogą zażądać (i zwykle żądają) poręczenia przez jednego ze wspólników lub członków zarządu, lub właścicieli (osoby widniejące we wpisach do Krajowego Rejestru Sądowego). Im wyższej kwoty chce klient, tym bardziej dokładnie się go sprawdza. Banki nie lubią udzielać kredytów osobom (i firmom) z branży paliwowej i… finansowej (sic!). W tym wypadku chodzi zapewne o to, aby uniknąć relacji banku z podmiotami á la piramida finansowa Amber Gold czy też firmami dużego ryzyka, a za takie uchodzą właśnie spółki paliwowe. Te obostrzenia dotyczą także pracowników tych firm, których staż w nich musi być wieloletni, aby uzyskali szansę np. na kredyt hipoteczny.

Broń matematycznej zagłady
Banki najchętniej pożyczają pieniądze ludziom, którzy zatrudnieni są na etatach, na bezterminowych umowach i są młodzi. 75-latek chcący zaciągnąć kredyt hipoteczny nie będzie wiarygodnym partnerem dla banku, chyba że wystąpi wspólnie ze swoimi spadkobiercami. Ważniejsze jest to, dlaczego banki jednych klientów traktują lepiej, a innych gorzej. Do polskich banków trafiły bowiem narzędzia stosowane od lat przez amerykańskie i zachodnie instytucje. Chodzi o modele ekonometryczne (czyli takie, które na podstawie danych, które ma bank decydują, czy klient spłaci, czy nie spłaci długu. W amerykańskim bestsellerze Cathy O’Neil „Weapons of Math Destruction” (Broń matematycznej zagłady) pokazała, jak bezwzględne są działania banków w oparciu o matematykę. „Najbardziej niepokojące jest to, że modele te wzmacniają dyskryminację. Jeśli biedny student nie może otrzymać pożyczki, ponieważ model pożyczania uważa go za zbyt ryzykownego (na podstawie kodu pocztowego, czyli miejsca jego zamieszkania – red.), to jest on odcięty od tego rodzaju edukacji, która mogłaby wyciągnąć go z ubóstwa i pojawia się błędne koło. Modele wspierają szczęśliwych i karzą uciskanych. Tworzy się „toksyczny koktajl dla demokracji”. O’Neill podała przykłady m.in. American Express, która obniżała limity na karty kredytowe osobom kupującym w konkretnych sklepach (np. tych z alkoholem).

Na decyzję o przyznaniu lub nie kredytu mają wpływ nawet błędy ortograficzne i gramatyczne popełniane przez wnioskodawców. Modele matematyczne są bowiem bezwzględne. Jeżeli wykażą kiedyś, że np. rudzi gorzej spłacają swoje długi niż blondyni, banki odnotują to w swoich modelach i będą mniej chętniej przyznawać takim osobom kredyty. To nie żart. Dziś człowiek, który chce się ubiegać o pożyczkę lub kredyt, powinien już wiele lat wcześniej zacząć dbać o swój wizerunek. Nie pomoże nam więc np. płacenie kartą za skoki na bungee. Nie powinniśmy płacić regularnie co piątek i sobotę za alkohol kartą (bank to odnotuje). Powinniśmy mieć świadomość, że uwagę banku zwróci też fakt, iż robimy regularnie zakupy lekarstw w aptece, o płaceniu kartą w klubach rozrywek już nie wspominając. Stołowanie się w fast foodach, jeżeli jesteśmy w średnim wieku, także może nam zaszkodzić. W amerykańskich modelach brano nawet pod uwagę, czy klient ma psa. To zwierzę bowiem wymaga chodzenia na spacery, a więc sprzyja zdrowiu. Właściciele kotów lepiej traktowani nie byli, bo koty, jak wiadomo, wyprowadzają się same. Dziś bank jest kimś w rodzaju Wielkiego Brata rodem ze słynnej powieści George’a Orwella „Rok 1984”. Jeżeli posługujemy się kartami płatniczymi lub (co daje jeszcze więcej informacji) telefonami z opcją płatności, dostarczamy na swój temat bankowi ogromnej liczby informacji. Możemy być pewni, że bank tę informację będzie poddawał zbiorczej obróbce i wyciągał wnioski. Rozwiązaniem nie jest bynajmniej notoryczne używanie gotówki w transakcjach, bo na to banki też zwracają uwagę. Planując kiedyś zaciąganie pożyczek lub kredytów, musimy zdawać sobie sprawę z faktu, że mamy podobny problem, jak aresztowany w USA: wszystko, co napiszemy lub zrobimy (lub za co zapłacimy), a co odnotuje bank, będzie mogło być użyte przeciwko nam. Banki (i SKOK-i) mają bowiem o nas znacznie większą wiedzę niż rozmaite służby specjalne.

Najnowsze