10.3 C
Warszawa
sobota, 27 kwietnia 2024

Południe w ogniu

Czy rząd Cyrila Ramaphosy zatrzyma rozlew krwi w RPA?

Od początku września w Republice Południowej Afryki zginęło ok. 10 osób, a ponad 400 zostało zatrzymanych. Plądrowane są m.in. sklepy obcokrajowców. Zamieszki dotknęły stolicę kraju Pretorię oraz inne większe i mniejsze miejscowości. Chaos w RPA to efekt rosnącej wrogości mieszkańców wobec imigrantów z innych części Afryki, przede wszystkim z Nigerii. W obawie przed odwetem RPA zamknęła swoją ambasadę i konsulat, a południowoafrykańskie firmy swoje oddziały w Nigerii. W Kongo splądrowano południowoafrykański sklep, a przed konsulatem RPA odbyły się protesty. Ze względów bezpieczeństwa z podróży do RPA zrezygnował tanzański państwowy przewoźnik, a szef MSZ Tanzanii Isack Kamwelwe stwierdził w rozmowie z mediami, że w RPA „młodzi wzięli prawo w swoje ręce”. Czy prezydentowi RPA uda się zapanować nad chaosem w kraju?

Spadek po Zumie
Wrogość mieszkańców RPA do imigrantów narastała od lat. Jeszcze 11 lat temu ich oficjalna liczba szacowana była na ok. milion. W 2011 roku było to ok. 2,2 miliona, a w 2015 roku ok. 5 milionów imigrantów. Dziś liczba imigrantów w RPA może przekraczać nawet pięć milionów, bowiem ataki na imigrantów nie odstraszają rozpaczliwie poszukujących lepszego życia obywateli sąsiadujących państw. Południowoafrykańczycy oskarżają przybyszów z innych części Afryki o zabieranie im pracy, szerzenie narkomanii i odpowiedzialność za wzrost przestępczości. Poprzedni prezydent Jacob Zuma oficjalnie potępiał ksenofobię i pogromy, ale niewiele zdziałał, by zapobiec atakom. Pierwszy poważny kryzys miał miejsce w 2008 roku. Wówczas w wyniku starć zginęło 67 osób, a tysiące straciło sklepy i domy. Władze Nigerii szacują, że w latach 2015–2016 z powodu pogromów oraz brutalności policji zginęło w RPA co najmniej 116 obywateli Nigerii. Jednak o tym, że prawdziwa katastrofa dopiero nadciąga, można było przekonać się na początku 2017 roku. Wówczas to na ulicach m.in. Pretorii doszło do krwawych walk i zamieszek. Policja musiała pacyfikować tłumy przy użyciu gumowych kul, granatów z gazem łzawiącym czy armatek wodnych. Zatrzymano ok. 150 osób. Do starć doszło, gdy władze stolicy zezwoliły na zorganizowanie marszów przeciwników imigrantów zarobkowych, jak i samych imigrantów protestujących przeciwko prześladowaniom ze strony tubylców i policji. W ruch poszły pałki i noże. Tylko w trakcie zamieszek z lutego 2017 roku splądrowano i spalono ok. 50 budynków, ograbiono domy i sklepy cudzoziemców w Pretorii, Atteridgeville i Rosettenville na południe od Johannesburga. W ramach „odwetu” w Nigerii tłum zniszczył główną kwaterę południowoafrykańskiego operatora telefonii komórkowej MTN. Władze Nigerii, której obywatele najczęściej padali ofiarami napadów w RPA, domagały się interwencji Zumy.

Czas chaosu
Wydarzenia z początku września przerosły jednak obawy międzynarodowych obserwatorów. Zamieszki wybuchły niemal równocześnie w Johannesburgu i Pretorii. Tylko w ciągu pierwszych 72 godzin zabito co najmniej pięć osób, liczbę rannych wciąż trudno oszacować. W ciągu trzech dni policji udało się zatrzymać ok. 90 osób, ale działania stróżów prawa nie odstraszyły kolejnych bojówkarzy. Początkowo do starć dochodziło tylko na przedmieściach, obrzeżach miast, gdzie mieszkają imigranci, ale walki szybko przeniosły się do centralnych dzielnic. W niedzielę 2 września uzbrojony tłum ruszył na zagranicznych właścicieli sklepów i ich pracowników. Niszczono też domostwa czy samochody. Szef MSW Bheki Cele przekonywał w mediach, że akty przemocy mogą mieć podłoże kryminalne.
– Nie możemy wykluczyć zwyczajnej przestępczości, kryminalistów wykorzystujących wrażliwą sytuację, w której pojawiają się prawdziwe żale wobec kwestii bezrobocia oraz imigracji – twierdził Cele. Jednak premier prowincji Gauteng, w której leżą Johannesburg oraz Pretoria, ocenił, że u podłoża ataków leżą „ksenofobiczne nastroje”. Prezydent RPA Cyril Ramaphosa wezwał ministrów, by znaleźli sposób na powstrzymanie starć.
– Ludzie w naszym kraju chcą żyć w harmonii. Bez względu na obawy czy pretensje, jakie mamy, musimy mierzyć się z nimi w sposób demokratyczny. Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla jakiegokolwiek obywatela RPA, by atakować ludzi z innych państw – mówił prezydent. Gdy po dwóch dniach walki w południowoafrykańskich miastach nie ustały, prezydent Nigerii Muhammadu Buhari wezwał do siebie przedstawiciela RPA i złożył skargę na sposób traktowania Nigeryjczyków w RPA. Buhari wezwał też Ramaphosę do opanowania sytuacji. Na ulicach Lagos (dawna stolica Nigerii) tysiące ludzi domagały się powstrzymania ataków

Władze nie radzą sobie z bojówkami
Po tygodniu od wybuchu walk liczba zabitych wzrosła do ok. siedmiu osób, a zatrzymanych do ponad czterystu. Ministrowie Ramaphosy próbowali uspokajać zagranicznych inwestorów w mediach.
– Rząd RPA ma świadomość „wynikającej z niechęci afrofobii” i prowadzi działania na rzecz przywrócenia spokoju. (…) Celem ataków są Afrykańczycy z innych części Afryki, nie możemy temu zaprzeczyć. Ale to też przestępczość, bo wielu z nich towarzyszy kradzież – przekonywała szefowa Ministerstwa Spraw Zagranicznych Naledi Pandor. Starcia bojówkarzy z imigrantami szybko obróciły się przeciwko Południowoafrykańczykom, którzy prowadzili działalność gospodarczą w innych krajach Afryki. W ramach „odwetu” zaczęto bowiem niszczyć np. południowoafrykańskie firmy i sklepy w Nigerii. MTN, która padła ofiarą ataków już w 2017 roku, tym razem zdecydowała się zamknąć swoje oddziały poza granicami RPA. Na podobny krok zdecydowała się południowoafrykańska sieć supermarketów Shoprite. Do protestów przeciwko władzom RPA doszło m.in. przed konsulatem w Lubumbashi (Demokratyczna Republika Konga). Ze względów bezpieczeństwa tanzański państwowy przewoźnik zawiesił loty do Johannesburga. Na panafrykańską konferencję ekonomiczną, która odbyła się w Kapsztadzie, nie przybył nawet prezydent RPA. Minister Finansów Tito Mboweni przekonywał zebranych, że większość mieszkańców RPA potępia ataki na obcokrajowców. Natomiast władze Nigerii (wiceprezydent) zbojkotowały konferencję w Johannesburgu.

W drugiej połowie września walki przygasły, ale trudno ocenić, czy południowoafrykańskie władze będą przygotowane do skutecznego zapanowania nad kolejnymi tego typu wydarzeniami. Służbom i policji brakuje bowiem kadr, środków i przeszkolenia. Natomiast coraz gorsza sytuacja gospodarcza i wyższe bezrobocie (obecnie wynosi ok. 30 proc.) sprawiają, że wielu Południowoafrykańczyków dosłownie nie ma niczego do stracenia. Co gorsza, część polityków w RPA próbuje wykorzystać antyimigranckie nastroje do zbijania politycznego kapitału , podgrzewając wrogość obywateli.

Najnowsze

Korea a sprawa polska

Lekcje ukraińskie

Wojna i rozejm

Parasol Nuklearny